Dziś (3 sierpnia) obchodzimy Międzynarodowy Dzień Piwa i Piwowara. Mało kto wie, że niegdyś w północnej części dzisiejszej Łodzi istniał browar. Mowa tu o osiedlu Łagiewniki. Jeszcze do roku 1945 były one niezależną osadą wiejską otoczoną niegdyś istniejącą Puszczą Łódzką. Przenieśmy się więc w odleglejsze czasy.
W spisie majątku z 1646 r. właściciela wsi Jerzego Bełdowskiego odnaleźć można zapisek o posiadaniu: młyna, karczmy, „wielkiego dworu”, budynków folwarcznych oraz niewielkiego BROWARU.
W połowie XVIII w. dobra łagiewnickie przejął ród Karnkowskich. Nie są znane dokładne wzmianki na ich temat, jednak widomo, że wiele lat włościami rządził Antoni Karnkowski, pełniąc urząd ostatniego kasztelana konarsko-kujawskiego. Kolejno, majątek odziedziczył jego syn Stefan – kasztelan i senator Królestwa Polskiego. Dziedzic wiele wniósł w rozwój Łagiewnik poprzez zakładanie kolonii czynszowych, powiększanie folwarków, a także budowę zakładów przemysłowych: tartaków, smolarni, czy cegielni. Uruchomił nadto gorzelnie połączoną z browarem. Po śmierci Stefana Karnkowskiego majątkiem zarządzała jego córka Justyna. Dziedziczka, jednak z racji rezydowania w stolicy, przekazała dzierżawienie polami uprawnymi wójtowi gminy łagiewnickiej Janowi Bucholtzowi. Najemca dbał nie tylko o majątek, ale również pilnował gorzelni i browarni, a nawet je modernizował. Produkcja piwa oraz wódki przynosiła Łagiewnikom znaczne profity. W źródłach nie sposób doszukać się informacji o dalszych losach tego zakładu.
Skoro już mowa o gorzelni. Wiadomym jest, że kolejny tego typu zakład powstał w 1890 r. za sprawą Ludwika Heinzla. Gorzelnie ulokowano na terenie Lasu Łagiewnickiego obok nowo wybudowanego pałacu syna „króla wełny”. Była ona jednym z najważniejszych budynków dla całej wsi. Warto zauważyć, że wyroby z Łagiewnik były bardzo cenione szczególnie w miejscach, w których je sprzedawano, m.in. w Łodzi i w Warszawie. W zakładzie produkowano spirytus, a także wódkę określaną jako „słynna”. Czasy świetności gorzelni niestety przeminęły wraz z odejściem jej właściciela. Dziedziczka Konstancja Paulina Heinzl wspólnie z mężem wyjechała za granicę pozostawiając majątek ojca na użytek szpitala dziecięcego. Kwestie własnościowe są trudne do rozszyfrowania. Niemniej jednak należy sądzić, że wytwórnia szybko upadła i musiała zostać rozebrana. Współcześnie po tym zakładzie nie ma nawet śladu. Nie zachowały się ruiny świadczące o jego obecności. Las zajął miejsce gorzelni, zabierając pamięć o niej ze sobą.